Kontynuując dalsze losy naszej drezdeńskiej wyprawy zapraszam was do małego rautu po najciekawszych obiektach z tamtych muzeów.
Porcelana
Porcelana do dziś stanowi pewien rodzaj luksusu. Kojarzymy go z wystawnymi zastawami oraz nad wyraz bogatymi kolacjami. Mało z nas jednak wie że poza europejska porcelana powstała zupełnym przypadkiem. Niejaki Ehrenfried Walther von Tschirnhaus odkrył tą metodę a kontynuował ją Johann Friedrich Böttger. Przez wiele lat krążyły legendy że nowoczesna europejska porcelana powstała przez zupełny splot wydarzeń. Böttger zajmujący się alchemią miał zostać zamknięty przez króla Polski i elektora Saksonii Augusta II mocnego i szukać sposobu na stworzenie złota. Alchemik wyraźnie miał być bardzo zdenerwowany pewnego wieczoru i z gniewu że mu nic nie idzie wrzucić do pieca kaolin, kwarc i alabaster. Z takiego połączenia miało powstać „białe złoto” i wcale nie chodzi tu o platynę. Abstrahując od legendy porcelana pochodząca z Chin już wtedy dominowała na rynku europejskich dworów, wynalezienie więc jej europejskiej odmiany było dużym zastrzykiem pieniędzy dla króla.
Nie dziwne więc że to w Drezdeńskim Zwingerze mamy okazje się zapoznać z jednymi z najwspanialszych dzieł porcelany miśnieńskiej. Przy okazji trzymając nie małe zbiory chińskich oryginałów. Mógłbym zrobić tutaj porządny research na temat porcelany chińskiej (między innymi tych wspaniałych figurek z prowincji Dehuan powstałych w XVII wieku). Pozwolę sobie jednak nie pisać o nich nic, i zostawić pole dzikiej wyobraźni azjatyckich motywów. To też dobra sprawa powiedzieć sobie gdzie warto i jak poszerzać wiedzę. Po prostu wspaniale czasem zostawić coś samoistnie tylko dla praktyki oczu i przyglądając się temu nie łączyć punktów ze wszystkim innymi (choć łączenie punktów w mojej dziedzinie to jedna ze wspanialszych rzeczy, odnajdując korelacje ma się wrażenie silniejszego kontaktu z dziełem). Zatem zarzucam kilka miłych zdjęć i detali które ujęły mnie w części poświęconej azjatyckiej porcelanie.
Europejskie zwierzaczki
Nie do końca europejskie, bo zaraz zobaczymy całą kolekcję wspaniałej części animalistycznej galerii Zwingera. Twórcą większości dzieł porcelany miśnieńskiej (albo przynajmniej jej znacznej części) był Johann Joachim Kändler i to chyba ostatnie trudne niemieckie nazwisko jakim was zarzucam. Porcelanowe figurki i figury stanowiły często dekoracyjne wyposażenie pałacu i świadczyły o bogactwie jego właścicieli. Zwierzaczki które wam pokaże są przekochane, nawet te ptaszki które już wyjadają wnętrzności myszek mają swój niesamowity urok.
Ludziki
Po zbiorach zwierzaczków pozostaje jeszcze jedna wspaniała sala, przedstawiająca postacie ludzkie od religijnych po te czysto dekoracyjne. Mamy tutaj multum różnych rodzai rzeźb tak różnych i odmiennych że można twierdzić iż nie są dziełem jednego warsztatu.

Refleksyjna szyba skutecznie odmawiała posłuszeństwa zrobienia zdjęcia jednego z najbardziej urokliwych bukietów kwiatów jakie widziałem. Oczywiście z porcelany.

Grupa ukrzyżowania. Delikatnie uciąłem bo to co się dzieje na dole jest ciekawsze niż fragment krzyża. Identyczną, a przynajmniej bardzo podobną grupę mamy na Wawelu.

Portret Josepha Frohlina, kimkolwiek był. Wygląda trochę jak archetypowy zły dzieciak który męczy inne.

Mógłbym tutaj wpisać kim był jegomość, ale znacznie lepiej zapamiętacie fakt że wcina szczurzy ogon.

Waza śnieżna z wizerunkiem Ludwika XV (Króla Francji). Ten detal jest tak wspaniały że nie mogę się napatrzeć.

Najbardziej polska rzecz w Dreźnie! Portret Augusta II w stroju sarmackim. Niczego bardziej obłędnego tu już nie zobaczycie.
Tak oto przeszliśmy przez wspaniałe zbiory porcelany które są klejnotem w koronie tej wystawy.
Zbiory matematyczno-fizyczne
Jeśli wierzysz że nauki ścisłe nie mogę być pociągające estetycznie (albo same w sobie) to mam nadzieje że zmienisz szybciutko zdanie. To co znajduje się w Zwingerze jako przykłady przedmiotów naukowych pociągną każdego miłośnika estetyki tak samo jak fizyka, matematyka czy geografia. Na wystawie zbiorów z królewskiego salonu zbiorów matematyczno fizycznych widzimy tak różnorodne przedmioty użytku naukowego że nie wiemy od czego zacząć. Poniżej mały przeglądzik.
Zegar astronomiczny, to co misie lubią najbardziej.
Niestety nie mogę wam zaprezentować specjalnej wiedzy której wymagałaby tu ta część. Jednak wierzcie że jako laik byłem tak samo zafascynowany każdym mechanizmem. Warto zobaczyć, choć prezentuje ledwie ułamek tego co tam jest.
Galeria Starych Mistrzów.
Wielkie muzea mają to do siebie że niezależnie ile czasu byś w nich spędził to i tak nie zobaczysz wszystkiego. Zbiory Galerii Starych Mistrzów jak najbardziej wpisują się w tego typu muzeum. Zasadniczo gdyby chcieć poświęcić każdemu wielkiemu dziełu należyty czas mógłbym nie pisać nic przez cały rok na tym blogu innego, i tak by zabrakło na wszystko czasu. W przypadku powyższych galerii ważny był kontekst. Porcelanowe zbiory które zapoczątkowały europejską fazę tej dziedziny rzemiosła tworzą w tym miejscu bardzo silny przekaz, ich pokazanie w takich ułamkach jest jak najbardziej wskazane bo pokazują pewien proces.
W przypadku dużych zbiorów muzealnych jest kompletnie inaczej. Tworzenie wielkich kolekcji jest jak najbardziej pewnego rodzaju kontekstem, ale ich umieszczenie w jednych salach tego nie tworzy. Potężne muzea to wspaniałe miejsce do nauki historii sztuki, jednak grupy prac możemy zestawić wszędzie. W Rzymie, Wiedniu, Paryżu, Londynie czy nawet Krakowie. Postanowiłem wybrać cztery prace z galerii starych mistrzów które mnie zachwyciły najmocniej. Przed tym jednak zarzucę wam coś z czym każdy się czasem spotyka a co boli najbardziej. Zła ekspozycja przez którą nie da się dzieł oglądać. To problem większości muzeów, ale warto dokumentować i nagłaśniać.
- Baltasar Permoser, Męczeństwo Chrystusa, 1728.
Jeśli ktoś przykuwał historie sztuki nowożytnej to może pamiętać tego rzeźbiarza z bardzo ekspresywnych rzeźb postaci które krzyczą. W Zwingerze możemy spotkać się z chyba najbardziej efektywnym wykorzystaniem marmuru salzburskiego jaki istnieje. Te czerwone refleksy budują napięcie niemalże imitując krew. Niewielkich rozmiarów rzeźba Chrystusa robi piorunujące wrażenie. Konfrontujemy się z prawdziwą męką.
2. Jean Etienne Liotard, Czekoladziarka, 1743-4.
Dzieło z podobnego czasu o niepodobnym odbiorze. Czekoladziarka daleka jest w wyrazie do męczeństwa Chrystusa. To swobodne przedstawienie służki w pastelowych różach oddaje nam urok świata dworów XVIII wieku. Młoda dziewczyna skupiona na swoim zadaniu zmierza z egzotycznym napojem przed siebie. Widać w tym delikatność epoki i jej dużą swobodę.
3. Lucas Cranach młodszy, Herkules wyganiający karły, 1551.
Cranacha spokojnie znajdziemy w każdej szanującej się kolekcji na północ od Alp. Z obrazami jego i warsztatu spotykamy się nie tylko w Dreźnie, Wiedniu czy Berlinie, ale we Wrocławiu, Brnie, Ołomuńcu czy Gdańsku. Protestancki malarz jest znany przede wszystkim ze scen religijnych i portretów ale tutaj widzimy scenę quasi mitologiczną która swoją bajkowością porywa nas do innego świata. Małe postacie pojedynkują się z wielkim protagonistą w skórze lwa ze swoją maczugą. Trudno nie odczuć tu jakiejś fantazyjności.
4. Bernardo Bellotto zwany Canaletto, Drezno widziane z prawego brzegu Łaby Augustów w kierunku mostu Augusta Fryderyka, 1748 r.
Mistrz europejskich pejzaży miejskich (zwany Wedutami). Jego obrazy są wspaniałym zapisem krajobrazu świata w którym nigdy nie przyjdzie nam przebywać. Choć dla wielu Canaletto może nie być interesujący, tak warto się z nim zapoznać a potem oglądać z tej perspektywy miasto. Staje się on jego rzecznikiem, i naszym własnym przewodnikiem.
Albertinum, czyli creme de la Creme.
Ostatnia galeria do której was w tej podróży po drezdeńskich muzeach zabieram to Albertinum. Nowoczesne muzeum w którym znajdziemy dzieła od Romantyzmu do czasów współczesnych. Kilka dni temu wrzuciłem stamtąd moje zdjęcie z radością wyciągniętą ze spotkaniem z jednym z moich największych marzeń. Ołtarz Deczyński Caspara Davida Friedricha (znany czasem pod tytułem Krzyż w górach) jest jednym z tych obrazów przed którym zawsze chciałem stanąć. Friedrich zawładnął tak moją wyobraźnią że nie wiedziałem co i gdzie się znalazłem. Wpatrywałem się przez moment w każdą z igiełek które znalazły się na obrazie i zaniemówiłem. O tym dziele sobie co nieco popiszę niedługo.
Przy okazji zrobiłem sobie fancy zdjęcia jak każdy prawilny #polishboy.
Albertinum robi też wielkie wrażenie przez architekturę. Postanowiono tu połączyć kilka budynków aby zapewnić najlepsze warunki dla zachowania zabytków. Poniżej zarzucam kilka jeszcze fotek z tego istotnego dla mapy miasta muzeum. Nie powiem więcej bo nie wiele co pamiętam jeszcze po Friedrichu (Choć był tam też doskonały Dix, Gaugin, Degas, Slevogt czy Van Gogh).
Dziękuje, to już koniec
Znowu myślałem że napisze coś szybkiego z kilkoma fotkami, wyszedł tekst tak długi jak ten pierwszy z Drezna. Mam nadzieje że poczułeś choć trochę tego co my mogliśmy poczuć w tych muzeach. Niedługo znowu się widzimy 😉